xingu rzeka wolnych indian

piotr opacian

Książka wydana w ekskluzywnej serii Poznaj Świat jest do nabycia we wszystkich Empikach na terenie Polski, jak również w wybranych księgarniach.

Cena książki: 22,00zł

Ilość stron: 152

Format: 165/205

ISBN: 978-83-7380-845-4

Rok wydania: 2010

Oprawa: miękka

rekomenduję zakup książki bezpośrednio u autora

Proszę o kontakt: piotr@piotropacian.pl

O wyprawie, która jest tematem książki, można przeczytać na stronie:

http://www.piotropacian.pl/podsumowaniexingu.php

zapraszam na kilka fragmentów książki

PRZEDMOWA

Organizując wyprawę Xingu 2008 postawiłem jej za cel pierwsze w historii Brazylii samodzielne, wioślarskie spłynięcie rzeki Xingu od Canarana do Altamiry. Jednak nie tylko to było celem wyprawy. Wzdłuż Xingu, prawie na całym opisywanym odcinku, ciągną się ziemie Indian, na które bez autoryzacji Funai i zgody wodzów poszczególnych wiosek nie ma wstępu nikt obcy. Moim marzeniem było odwiedzić tych Indian. Chciałem zobaczyć jak żyją Indianie, którzy są symbolem niezależności i walki o swoje prawa. Uzyskanie wspomnianych pozwoleń jest dokonaniem graniczącym z cudem. By mieć więc choćby cień nadziei na ich zdobycie, wyprawie udało się pozyskać patronat Prezydenta RP i duże zaangażowanie Konsulatu Generalnego RP w Sao Paulo. Niestety, pomimo trzech miesięcy starań, w trakcie których spełniliśmy wszystkie kolejno stawiane warunki, nie udało się nam otrzymać autoryzacji Funai. Na pytanie, czy oznacza to, że nie udało się nam sprawdzić, jak żyją i z jakimi problemami borykają się Indianie znad Xingu, odpowie ta książka. W czasie wyprawy dotarliśmy do granic Parku zarówno od strony południowej jak i północnej. Udało się nam nawiązać bezpośredni kontakt z mieszkającymi tam Indianami. Brak pozwolenia nie zniechęcił nas. Odcięci od bezpośredniego dostępu do Xingu dotarliśmy do rzeki wzdłuż jej dopływu Comandante Fontuera. Przepłynęliśmy przez ziemie należące do budzących powszechną trwogę Indian Kayapo. Wpadliśmy w ich ręce w wiosce Kokrajmoro, w której byliśmy więzieni przez kilka dni. Dzięki temu mieliśmy unikalną okazję przyjrzeć się indiańskim uroczystościom. Przywieźliśmy ze sobą zdjęcia dokumentujące to wydarzenie a także autentyczne życie mieszkańców wioski. Dla wyprawy Xingu 2008 fotografie te wykonały Anna Karla i Francesca, miejscowa nauczycielka i pielęgniarka. Z Kokrajmoro popłynęliśmy do Sao Felix do Xingu i dalej do Altamiry. Cały ten odcinek pokonaliśmy samotnie na dwuosobowej dmuchanej kanadyjce bez asysty ani ochrony indiańskich przewodników. Wcześniej, przed nami, nikt z zewnątrz tego nie dokonał.

TERRAS INDIGENAS

Terras indigenas powstały w efekcie ostrych konfliktów pomiędzy Brancos, ludnością o różnych kolorach skóry, która znalazła się na tych terenach na skutek pięćsetletniej kolonizacji, a Indigenas, czystej krwi Indianami, żyjącymi w swoich odrębnych wspólnotach. Przedmiotem sporu była, i oczywiście jest nadal, własność ziemska. Konflikty, w których obficie lała się krew, najczęściej po stronie Indian, doprowadziły do niespotykanego nigdzie indziej antagonizmu pomiędzy obiema społecznościami. Jedynym rozwiązaniem, które dawało nadzieję na przetrwanie Indian i ich odrębności kulturowej było oddanie im przynajmniej części ziem, których prawowitymi właścicielami byli od zarania i ograniczenie, a nawet całkowity zakaz, wstępu na te tereny dla Brancos. Prekursorem walki o prawa Indian był oficer armii brazylijskiej, późniejszy marszałek Candido Rondon, powszechnie znany z wypraw eksplorujących głównie tereny Mato Grosso i zachodniej Amazonii. Jednak jego najważniejszym osiągnięciem była zmiana podejścia do mieszkańców eksplorowanych terenów. Poświęcił prawie całe swoje życie, aby brazylijskich Indian uchronić przed zagładą. Kiedy w roku 1910 utworzył i stanął na czele Serviço de Proteçao ao Índio (SPI - Służby Ochrony Indian), pierwszej takiej organizacji w historii Brazylii (niewolnictwo w tym kraju zostało zniesione dopiero w 1888!), każdemu ze swoich oficerów nakazywał surowo: Umieraj jeśli musisz, ale nigdy nie zabijaj. To zdanie stało się przesłaniem wszystkich Brancos walczących o prawa Indian. Wiele lat później, w 2003 roku, John Hemming, w latach 1975 - 1996 dyrektor Royal Geographical Society w Londynie, użył tych słów jako tytułu ostatniego tomu swojej trylogii opisującej historię Indian brazylijskich: „Die if you must”...

W AKCJI NA DOLNYM XINGU

...Inny świat. Wszystko jakby spowolnione. Dookoła mnie pełno bąbli powietrza, dziwne odgłosy. Czuję się, jakbym był w stanie nieważkości. Jakaś siła zaczyna wciągać mnie w dół… Ile trwają takie chwile? Ułamki sekund? To niewiarygodne, bo wydaje się, że długo. Zaczyna dochodzić do mnie rzeczywistość. W ręku trzymam wiosło. Właśnie przed chwilą wyleciałem z palavy. Co z Iwoną? Zaczynam płynąć ku powierzchni. Ogarnia mnie panika. Puszczam wiosło i z całych sił zagarniam wodę, czuję ból w płucach. Wreszcie ulga. Nabieram potężny haust powietrza do zbolałych płuc. Woda wyrzuciła mnie tuż obok odwróconej do góry dnem palavy. Najwyższe fale zostały gdzieś za mną. Dopływam do łodzi. Nagła panika ściska mi gardło. Nigdzie nie widzę Iwony. – Iwona!!! – drę się z całych sił. – Jesteś tam? – Jestem! Trzymam się palavy – głos dochodzi do mnie z drugiej strony kanadyjki. – Masz wiosło? Ja swoje zgubiłem! – Mam! – odpowiada. Czuję olbrzymią ulgę. Zuch dziewczyna. Spisała się na piątkę. Nawet na moment nie puściła palavy i wiosła. Teraz działam automatycznie. Nawet nie wiem, kiedy odwracam palavę i wskakuję do środka. Iwona podaje mi wiosło. Nawet nie starczyło mi czasu, by pomyśleć, czy jej pomóc, kiedy ona była już w łodzi. Dobry efekt naszych szkoleń. Wyławiamy drugie wiosło i butelkę z połową napoju. Zgubiliśmy kapelusz Iwony, banany i polską banderę, wszystko inne solidnie przytroczone jest na swoim miejscu. Powoli dochodzi do nas, a szczególnie do mnie, że czasami tylko cienka linia oddziela nas od rzeczy ostatecznych. Kwadrans później, na pierwszej napotkanej wyspie decydujemy się na rozbicie obozu. Kiedy lądujemy na malutkiej plaży, długo i mocno przytulam do siebie Iwonę...

NIEPOKORNI XAVANTE

...Szefowie SPI zdawali sobie sprawę, że z czasem tych krwawych potyczek będzie coraz więcej. Postanowili więc zadbać o pokój z Xavante i przerwać prawie już regularną wojnę nad Rio das Mortes. W ostatecznym rozrachunku, zwycięzcy teraz Xavante, byli skazani na klęskę. Pierwsza próba pokojowego kontaktu odbyła się w 1941. Na brzegu Indian zaczęto tradycyjnie zostawiać prezenty, najczęściej ozdoby i narzędzia. Indianie bardzo często nie zabierali ich, tylko manifestacyjnie niszczyli. Wreszcie, szef SPI, Pimentel Barbosa, zdecydował się rozbić obóz na brzegu Xavante i czekać na kontakt. Atmosfera była napięta. Wokół widać było i słychać grupy Indian. Towarzysze Barbosy z minuty na minutę stawali się coraz bardziej nerwowi. Przewidział to Barbosa i jeszcze w Sao Domingos, która była bazą dla jego grupy w myśl przyjętej przez funkcjonariuszy SPI zasady: „Umieraj jeśli musisz, ale nigdy nie zabijaj” odebrał członkom swojej ekipy broń , którą zdeponował w drewnianym baraku. Obawiał się, by w nadmiernej nerwowości nie zaczęli strzelać do Indian. Ta pokojowa próba też zakończyła się klęską. Zwiad wysłany wcześniej przez Barbosę znalazł po powrocie na miejscu obozu SPI cztery martwe nagie ciała ułożone obok siebie „z uśmiechem na ustach” – zapisał w raporcie członek tego patrolu...

WOLNI

...Siedzimy pośrodku coraz bardziej wzburzonego tłumu Indian, ciągle nie wiedząc, jak to się wszystko skończy. Nagle jeden z pomniejszych wodzów chwyta nasze paszporty, które trzymał w rękach Bararat i przechodząc wzdłuż siedzącej młodzieży pokazuje im je i krzyczy: – Funai zostało powołane do życia, by pomagać i bronić Indian, a patrzcie czyją stronę bierze. Wystarczy tylko taki paszport. Pamiętajcie o tym. Funai ciągle nas oszukuje. Nic nie robi gdy okradają nas z ziemi, drzew, bogactw naturalnych. Funai nas nie szanuje. Nie uważa za konieczne poinformować nas o tym, że ktoś przekracza granice naszej ziemi. Pamiętajcie o tym! Nie rozumiem jego słów, ale i tak wiem co mówi, potem Anna Karla to potwierdzi. Atmosfera jest napięta do granic możliwości i czuję dziwne przeszywające mnie ciarki. Jak się to skończy? Paulo siedzi bez słowa i wygląda na kogoś, komu skończyły się argumenty i wtedy wstaje Anna i zaczyna mówić. – Jak wy możecie porównywać ich do kogoś, kto odbiera wam ziemię, do kogoś, kto was oszukuje? Przecież to pokojowo nastawieni ludzie, żądni poznania świata, a nie waszych dóbr! Oni też zostali wprowadzeni w błąd przez Funai. Przecież nie możecie żądać od nich tylu pieniędzy, co od całej ekipy wędkarzy – Anna prawie krzyczy. Jej oczy pełne są łez i nawet zaczyna lekko szlochać...

http://www.piotropacian.pl